Rok 1410, przeddzień Bitwy pod Grunwaldem. Obóz Polaków. Wszyscy śruba jak
Okręt. Ledwo łażą, pod każdym drzewem hafty, biba na maxa. Jagiełło leży
Orzygany w namiocie pierwszy odjechał bo ma słaby łeb. Obóz Niemców;
Jeszcze gorzej. Zaczęli już od rana, wszyscy wygięci, nawet konie się
Uwaliły, jeden koń drugiemu wkłada kopyto do paszczy, żeby się wyrzygał,
Rycerze łażą, naparzają się na niby mieczami; ogólny gnój!
Na drugi dzień Ulrich się budzi, łeb go napier..., kac wielki, chwyta się za
Głowę i woła giermka:
Te, słuchaj gościu; pójdziesz do Jagiełły; tam za ten pagórek, dasz mu te
Dwa miecze i powiesz mu, że my wczoraj z chłopakami pochlali, mnie łeb
Napierdala i w ogóle że dzisiaj nie da rady! Powiedz że może jutro się
Zetrzemy czy jak? ok.?
Okej! Giermek wziął miecze pod pachę i idzie wężykiem do Jagiełły; trochę
Się potyka i czka, bo se rano klina wziął i go trzyma fest jeszcze.
Przyszedł do Władzia i mówi:
Dobry! Ja tam nie wiem, ale szef mnie tutaj przysłał i kazał dać te dwa
Miecze - wbił zamaszyście w glebę miecze - i kazał powiedzieć że u nas
Wczoraj była impreza i dzisiaj nie da rady, może jutro!
Nie, no wszystko ok., my tam z chłopakami też nielicho wczoraj
Zabalowaliśmy, naprawdę nie ma sprawy - ale materaca gościu to mi nie
Musiałeś przebić...
Wpada do biura Kowalski, tak jak stworzył go Pan Bóg, na głowie kapelusz, w ręku teczka. Kierownik krzyczy:
- Czyście Kowalski zwariowali, nago do pracy?!
Kowalski:
- Panie Kierowniku, bo to było tak: byłem na balandze u mojej znajomej. W pewnym momencie gaśnie światło i słychać hasło - krawaty na żyrandol. Światło się zapala, wszystkie krawaty na żyrandolu. Gaśnie światło, hasło - Panie do naga. Zapala się, wszystkie Panie nago. Znowu gaśnie światło, hasło - Panowie do naga. Zapala się - Panowie nago. Gaśnie po raz kolejny, hasło - Panowie do roboty...
No to złapałem teczkę i kapelusz i przybiegłem.
Mechanik wymieniał cylinder w Harleyu, kiedy spostrzegł w warsztacie znanego kardiochirurga, który czekał na kierownika. Mechanik krzyknął:
- Hej, panie doktorze, chce pan na to spojrzeć?
Kardiolog, nieco zaskoczony, podszedł do mechanika. Ten wyprostował się, wytarł ręce w szmatę i rzekł:
- Panie doktorze, niech pan spojrzy na ten silnik. Otwieram jego serce, wyjmuję zastawki, naprawiam każda usterkę, potem wkładam je z powrotem, a kiedy skończę, wszystko działa jak nowe. Dlaczego więc ja zarabiam 20 tys. rocznie, a pan 200 tys., skoro w zasadzie wykonujemy tę samą robotę?
Kardiolog nie odpowiedział od razu, uśmiechnął się, nachylił i odrzekł:
- Niech pan spróbuje zrobić to, kiedy silnik pracuje.